sobota, 10 marca 2012

rozdział drugi ♥

Niall♥

 Rzuciłem swoją kanapką w Liama i szybko podbiegłem do dziewczyny. Lou sprawdził jej puls. Na szczęście był w porządku. Zastanawiało mnie tylko... Skąd one się tu wzięły? Przecież nie były na liście? Brunetka leżała na kanapie w salonie, po chwili jednak zauważyłem jak druga szybko oddycha.
- Coś się stało? - spytałem cicho. Przyspieszyła oddech o jakąś sekundę.
- Wy... wy... - zaczęła szybko. Nie wiedziałem co zrobić. Wkrótce upadła na ziemię jak ta pierwsza.
- Zajebiście. - mruknął Zayn pod nosem. Puściłem tą uwagę mimo uszu. Pobiegłem do blondynki i spróbowałem ją ustawić na kanapie jak brunetkę. xd
- Dlaczego to nam się zdarza?! - krzyknął Harry.
- To już nie o to chodzi. Skąd one się tu wzięły? - mruknął Liam. Po chwili jedna z dziewczyn się obudziła. Miała zmrużone oczy. Otworzyła je. Były złociste jak płynny miód.
- He... - nie dokończył Louis. Popatrzył się w nią i od razu wyszedł z pokoju.
- A temu co odbiło? - spytałem.
- Cicho. - mruknęła brunetka. - Wy jesteście? One Direction? Czy jakoś tak?
- Hmm... Tak. - zaczął Zayn.
- To... Co wy tu robicie?
- To samo pytanie do Was.
- Mieszkamy tu? - co, one tu mieszkają?!
- Co?! - krzyknął Harry. - To chyba jakieś nieporozumienie.
- Jakie nieporozumienie?!
- My tu mieszkamy! - dziewczyna złapała się za głowę.
- Dobra... Niech wam będzie. Przed dwunastą nas już nie będzie. Zgoda?
- Zgoda. - krzyknął Zayn. Dziewczyna westchnęła. Blondynka otworzyła oczka. Strasznie niebieskawe jak ocean. Nie mogłem się napatrzeć.
- Co.. Co się stało? - mruknęła.
- Wyjeżdżamy.
- Co dlaczego?! - jej krzyk rozniósł się po całym piętrze.
- Przez tych tu oto panów... - blondi miała już łzy w oczach.
- Myślałam, że jesteście... - nie dokończyła, bo zabrały się z kanapy. Zobaczyłem tylko jak odchodzą ze spuszczonymi głowami.

Holly♥

 Popłakałam się razem z Amy. Nie mogłam uwierzyć. Jak oni mogli być tak chamscy?! Zarezerwowałyśmy ten pokój już parę miesięcy temu. Weszłam do pokoju i spakowałam swoje wszystkie rzeczy. Jeśli One Direction nie chce z nami dzielić piętra, to nie. Usiadłam na łóżku. Am. była gotowa.
- Jedno pytanie. - rzuciła w moją stronę. Popatrzyłam się w nią troszeczkę zmieszana.
- Hm?
- Gdzie się zatrzymamy?
- Sześć kilometrów z tąd mieszka mój wujek z kuzynką. - w głębi siebie miałam nadzieję, że tam będą.
- A... Czym dojedziemy?
- Nie ma tam żadnych przystanków, więc idziemy na piechotę.

***

 Wyszłyśmy z hotelu. Amy poszła po coś do picia i jedzenia, a ja poczekałam w pobliskim parku. Siedziałam na ławce. Przeglądnęłam jeszcze raz skrzynkę pocztową. Pusto... Żadnych wiadomości. Myślałam, że to będą udane wakacje. Myliłam się. Nie minął nawet jeden dzień, a wszystko wokół się popsuło. Popatrzałam się na staw. Pływały po nim dwie kaczki. Westchnęłam i uniosłam się z ławeczki. Nikogo nigdzie nie było. Jedynie jeden sklep był otwarty. Tam poszła Am. Zanim się odwróciłam, ktoś mnie złapał za rękę.
- Puszczaj mnie. - powiedziałam niewinnym głosem. Przede mną stał wysoki brunet.
- Przepraszam... Ale... Co robisz w parku o tej porze?
- Co cię to obchodzi?
- Tak z ciekawości pytam. Tak w ogóle to jestem Louis. - podał mi rękę. Uścisnęłam ją lekko.
- Holly. - powiedziałam cicho.
- Wracasz do hotelu? - spytał. Pokazałam mu ręką walizki. Wtedy zrozumiał.
- Nie.
- Dlaczego?
- Ej... Czekaj... Ty jesteś Louis, tak?
- Tak.
- Ten z zespołu One Direction, tak?
- Tak. - puściłam jego ciepłą dłoń i zabrałam walizki.
- Gdzie idziesz? - zapytał zdezorientowany.
- Tam gdzie Ciebie nie ma. - mruknęłam.
- Czekaj... - złapał mnie znowu za rękę.
- Puszczaj mnie! - krzyknęłam i jednym ruchem wyrwałam się z jego dłoni. Pobiegłam w stronę sklepu gdzie czekała na mnie przyjaciółka.

Louis♥

 Szybko pobiegłem za Holly. Jednak ona wsiadła z koleżanką do jakiegoś auta. Nie pozwoliłem jej uciec. Biegłem za autem jak struś pędziwiatr. Zaraz potem przyspieszyło, więc nie miałem jak je dogonić. Czym prędzej się odwróciłem. Nie widać było już miasta. Tylko jakieś drzewa. Zaraz... Ja chyba znam tę drogę. Prowadzi na farmę pana Phila. Kiedyś u niego pracowałem. Pobiegłem prosto do celu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz